Ofiara w Starym Testamencie. Co Izraelita rzucał „na tacę”?

Co Izraelita rzucał "na tacę"? Ofiary Starego Testamentu

Czytając Stary Testament, co chwilę możemy natknąć się na informację o składaniu ofiar. Przy dokładniejszej lekturze okazuje się jednak, że wcale nie chodzi o pieniądze rzucane na przysłowiową „tacę”. Z naszej współczesnej perspektywy może się to wydawać nieco dziwne. Przyzwyczailiśmy się do finansowej formy wspierania Kościoła i innych ludzi – taki jest świat, który nas otacza. W czasach biblijnych jednak sytuacja była zupełnie inna. Ofiara była dużo bardziej skomplikowanym tematem niż dziś.

Co Izraelici składali Bogu na ofiarę? Czy wszystkie ofiary miały taki sam cel? Czy rodzaj ofiary zależał od statusu społecznego ofiarodawcy?

Zapraszam do lektury!

 

Trochę po omacku, czyli każdy po swojemu

Ofiary od zawsze odgrywały bardzo ważną rolę w nabożeństwach religijnych. Motywy składania ofiar bóstwom były bardzo różne – od chęci przypodobania się, aż do wyrazu wdzięczności i ukazania własnej niegodności względem czczonej siły wyższej.

W Biblii ofiary Bogu składali już Kain i Abel czy Noe. Od razu widać też różnice – Kain składał ofiarę z płodów ziemi (a więc bezkrwawą), a Abel przyniósł młode zwierzęta ze stada (ofiara krwawa). Ciężko też wskazać motyw składania ofiar. Prawdopodobnie chodziło o wyrażenie wdzięczności Bogu i swojego oddania względem Stwórcy.

Dopiero w czasach wędrówki przez pustynię znaczenie składania ofiar zostało uporządkowane i jasno określone. Na Synaju pojawiło się Prawo, które bardzo dokładnie określało liczbę, rodzaj, sposób i przede wszystkim sens całego działania. Możemy wyróżnić pięć głównych rodzajów ofiary: przebłagalna, ze zwierząt, pokarmowa, biesiadna i zadośćuczynienia.

 

Przychodzę z podkulonym ogonem. Ofiara przebłagalna i zadośćuczynienia

Ofiara przebłagalna miała za zadanie przeproszenie Boga za złamanie przez nieuwagę jednego z przykazań. Zależnie od tego, kogo dotyczyła sprawa, przedmiot ofiary różnił się. Wyróżniano cztery kategorie: arcykapłan składał w ofierze cielca, jeśli ofiarę składała cała społeczność – podobnie. Wynikało to z wagi urzędu arcykapłańskiego – grzech przez niego popełniony był tak ciężki, jak gdyby zgrzeszyła cała społeczność. Głowa/patriarcha rodu poświęcał kozła, natomiast zwykły Izraelita kozę lub owcę. Była też „furtka” dla szczególnie ubogich – mogli przynieść dwie synogarlice lub dwa gołębie.

Ceremoniał we wszystkich przypadkach był taki sam. Wszystko rozpoczynało się uroczystym przyprowadzeniem/przyniesieniem zwierzęcia ofiarnego do Przybytku. Grzesznik wyrażał w ten sposób swoją wiarę i pragnienie uzyskania przebaczenia. Następnie przez symboliczny gest włożenia rąk na głowie niewinnego zwierzęcia, składający ofiarę „przenosił” na nie swój grzech. Zwierzę zabijano i pozbywano się krwi, którą uważano za siedlisko życia. Wreszcie kapłan kropił krwią zwierzęcia rogi ołtarza – był to znak i dowód dla Boga, że życie zostało poświęcone, a grzech odkupiony. Na końcu, na ołtarzu spalano tłuszcz zwierzęcia, a pozostałą skórę, mięso i wnętrzności palono osobno, poza obozem.

Ofiara przebłagalna zajmowała bezsprzecznie najważniejsze miejsce w całej palecie różnych ofiar. Szczególne miejsce przyznane Prawu i konieczności jego przestrzegania, w naturalny sposób prowadziło do mnożenia się sytuacji, w których tego typu czynność była konieczna. Jesteśmy w końcu tylko ludźmi, Izraelici też nimi byli…

Ofiara zadośćuczynienia była bardzo podobna do przebłagalnej, akcent padał jedynie bardziej na obowiązek naprawienia wyrządzonego zła. Osoba winna musiała na przykład zwrócić przywłaszczone rzeczy i dodać jeszcze jedną piątą ich wartości. 

 

Wszystko Tobie oddać pragnę. Ofiara ze zwierząt i pokarmowa

Ofiara ze zwierząt i uzupełniająca ją ofiara pokarmowa pozbawione były charakteru przebłagania. Zwierzęta składane były w tak zwanej ofierze „całopalnej”. Nazwa nie wzięła się z przypadku – faktycznie zwierzę było palone w całości na ołtarzu, ofiara w całości wznosiła się z dymem ku Bogu. W ten sposób czynność ta ukazywała całkowite oddanie się Bogu tego, kto ją składał. Zwierzęciem ofiarnym mogły być na przykład jednoroczne owce, składane jako ofiara poranna i wieczorna.

Ofiara pokarmowa i ofiara z płynów uzupełniały, w pewnym sensie, ofiarę ze zwierząt. W darze przynoszono Bogu plony rolnicze i martwe już zwierzęta. Darem ofiarnym była najczystsza, najlepsza mąka. Biały kolor symbolizował tutaj wymownie czystość. Dodawano do niej kadzidło, wskazujące na ideę modlitwy. Nie można było dołączyć do ofiary nic kwaszonego – zakwas jednoznacznie kojarzony był z grzechem i zepsuciem. W zamian za to, ofiara powinna być przyprawiona solą, która konserwuje i przeciwdziała zepsuciu. Dodawano również oliwę. Reszta ofiary, która nie została spalona, przypadała w udziale kapłanowi.

 

Ja też chcę coś z tego mieć! Ofiara biesiadna

W wypadku ofiary biesiadnej następowała zmiana akcentów. Podczas ceremonii nie spalano całego zwierzęta, lecz jedynie jego tłuszcz – a więc to, co najcenniejsze. Następnie przechodzono do uroczystego posiłku, który stanowił kulminację ofiary biesiadnej. Składający ofiarę i jego bliscy zjadali mięso zwierzęcia ofiarnego. Było to radosne święto pojednania w domu Boga i symbol odtworzenia wspólnoty z Bogiem. W pewnym sensie Bóg zapraszał grzesznika do swojego stołu, co stanowiło znak pojednania.

Przebieg ceremonii był bardzo podobny jak w wypadku ofiary przebłagalnej. Generalnie składano w ofierze bydło – cielce, owce, kozy. W zależności od okazji wyróżniano ofiarę dziękczynną, dobrowolną lub wynikającą ze złożonego ślubu.

 

Niewiele ci mogę dać, bo sam niewiele mam…

Jak już zauważyliśmy, ludzie praktycznie od zawsze składali ofiary bóstwom. Pojawia się jednak pytanie, czy Bóg czegokolwiek od nas potrzebuje? Czy naprawdę potrzebne było mordowanie setek zwierząt, by przypodobać się Bogu?

Odpowiedź jest paradoksalnie dość prosta. Ofiary składane były Bogu, ale tak naprawdę służyły człowiekowi. Były dla niego prostym rachunkiem za popełnione czyny. Izraelita mając świadomość wyrządzonego zła, mógł w stosunkowo prosty sposób przeprosić za nie Boga i uzyskać przebaczenie.

Oczywiście, mogło się to skończyć totalnym spłyceniem do zewnętrznych praktyk pozbawionych nawrócenia serca. Pomyślmy jednak – ile razy my postępowaliśmy podobnie? Ile razy „daliśmy na Mszę” w jakiejś intencji, bo „Msza podziała lepiej”? Czasy się zmieniły, a myślenie magiczne dalej gdzieś w nas siedzi…

 

Zobacz także: Post w Piśmie Świętym 

Ten post ma 2 komentarzy

Dodaj komentarz