Abraham i Izaak. Gdzie leży
szczyt posłuszeństwa?
Abraham i Izaak.
Gdzie leży szczyt posłuszeństwa?
Każdy z nas zna choć pobieżnie historię Abrahama i jego wyczekanego, obiecanego przez Boga syna, Izaaka. Łatwo się domyślić, że Abraham traktował go w bardzo wyjątkowy sposób. Nie dość, że był to jego jedyny w zasadzie syn (poza Izmaelem – ale o tym innym razem), to jeszcze podeszły wiek nie dawał zbytnich rokowań na kolejne potomstwo. Izaak był przecież specjalnym Bożym darem, zaczątkiem narodu licznego jak gwiazdy na niebie (por. Rdz 15,5). Dla starego Abrahama jest on więc gwarancją spełnienia się Bożej obietnicy. Dla każdego ojca syn jest ważny, a więc dla takiego ojca jak Abraham – tym bardziej.
Czy Bóg miał prawo do zwrotu Izaaka? Jak zareagował Abraham? Dlaczego Izaak się nie bronił?
Zapraszam do lektury!
Prośba ponad siły
Dla Abrahama i Sary narodziny Izaaka były wydarzeniem niezwykle radosnym. Sama Sara skomentowała to zresztą bardzo trafnie mówiąc: „powód do śmiechu dał mi Bóg” (Rdz 21,6). Dzieciństwo chłopca nie było niestety usłane różami. W pobliżu kręcił się przecież jego starszy, przyrodni brat, Izmael, który – delikatnie mówiąc – niezbyt go polubił. Konflikty między chłopcami narastały, więc za sugestią Sary i pozwoleniem Boga Abraham wyrzucił z domu Hagar i Izmaela (Rdz 21,14). Izaak zostaje sam z rodzicami.
Wtedy Bóg kieruje do Abrahama słowa, które z naszej perspektywy mogą brzmieć niezwykle szokująco. Poleca mu bowiem wziąć ze sobą Izaaka, udać się do kraju Moria i złożyć go w ofierze – czyli po prostu zabić. Prośba, albo raczej polecenie Boga jest niezwykle trudne i sposób jego przekazania wcale nie pomaga. Bóg zwracając się do Abrahama kilkukrotnie podkreśla szczególną wartość Izaaka: „weź twojego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka” (Rdz 22,2). Bóg zdaje się przypominać Abrahamowi – to jest twój syn, kochasz go, jest dla ciebie ważny, obiecałem ci go, a teraz chcę go z powrotem.
Nasuwa się pytanie – dlaczego? Czy to ma być jakaś kara? Czy Bóg ma prawo żądać od Abrahama takiej ofiary? Cóż, wydaje się, że Bóg ma do tego prawo – jakkolwiek to brzmi i wygląda. On sam dał Abrahamowi upragnione potomstwo, więc ma też prawo zażądać go z powrotem. Jak mógł się czuć Abraham? Nie wiemy. Na pewno nie było mu łatwo, pewnie nie rozumiał, o co tutaj chodzi, ale – co ważne – bez słowa zamierza wykonać polecenie!
Droga z wiadomym zakończeniem
Następnego dnia, z samego rana, Abraham osiodłał swojego osła, zabrał ze sobą Izaaka i dwóch służących, przygotował też drewno na ofiarę i ruszył w drogę. Zaskakujące jest, że Abraham nie wypowiada tutaj ani słowa. Pewnie chcielibyśmy się dowiedzieć, w jaki sposób Abraham umotywował tę wyprawę, ale w tekście biblijnym śladów takich informacji brak. Wędrówka w milczeniu musiała być dla Abrahama niezwykle trudna. W jego głowie musiały dziać się niezwykłe rzeczy i zdecydowanie nie były to myśli miłe i przyjemne. Wiedział przecież dokąd idzie i co go czeka na końcu tej wędrówki. Wydawało mu się pewnie, że to już koniec jego potomstwa jak gwiazdy. Może zrobił coś źle i czeka go kara?
Podróż do kraju Moria trwała trzy dni. Dopiero trzeciego dnia padają pierwsze słowa i to nie z ust Abrahama. Milczenie przerywa Izaak. Kolokwialnie mówiąc chłopak nie jest głupi – widzi, że mają drewno na ofiarę, ale nie mają zwierzęcia na ofiarę. Zwraca się do Abrahama sygnalizując ten problem. Ojciec odpowiada mu w bardzo lakoniczny sposób stwierdzając, że Pan Bóg sam „upatrzy” sobie zwierzę na ofiarę.
Tutaj pasuje postawić pytanie – ile z tego wszystkiego rozumie sam Izaak? Na pewno nie jest wtedy kilkuletnim chłopcem. Ma zapewne co najmniej kilkanaście lat, a może jest nawet już dorosły. Możemy się też domyślać, że zna historię swojej rodziny i swoją własną. Cała ta dziwna sytuacja budzić może w nim jakieś skojarzenia, a być może i niepokój. Kwestia tego, czy Izaak wie, co go czeka, póki co pozostaje nierozwiązana.
Przemoc czy dobrowolna ofiara?
Abraham i Izaak dotarli wreszcie na miejsce i zbudowali ołtarz, na którym ułożyli przyniesione drewno. Dzieje się teraz coś niezwykłego. Abraham związał swojego syna i jak gdyby nigdy nic położył go na ołtarzu ofiarnym. Wydawać by się mogło, że nie ma w tym nic zaskakującego, takie było przecież Boże polecenie. Spójrzmy na to nieco inaczej. Abraham ma ponad sto lat, Izaak co najmniej kilkanaście. Każdy, kto choć raz widział na własne oczy stulatka doskonale wie, że nawet najsprawniejszy stulatek nie da rady opanować młodego chłopaka. Tylko w jednym wypadku jest to możliwe – gdy ów chłopak mu się podda!
W tym momencie Izaak musiał się już zorientować, o co w tym wszystkim chodzi. Co więcej, zrozumiał i zgodził się na to, co ma nastąpić. Gdyby było inaczej, uciekłby przecież bez problemu. Chłopak pogodził się więc ze swoim losem. Nie wiemy, czy był posłuszny wyłącznie ojcu, czy może wiedział, że jest to polecenie samego Boga. Dał się w każdym razie związać, położył się na ołtarzu ofiarnym i czekał na śmiertelny cios noża. Kto zatem składa tę ofiarę? Abraham daje syna w ofierze, czy Izaak dobrowolnie poddaje się losowi?
Abraham do ostatniej chwili zamierzał zrealizować rozkaz Boga. Opis biblijny „gęstnieje”, starzec stanął nad związanym młodzieńcem i uniósł rękę z nożem, by zadać cios.
Obejrzyj się za siebie!
W tym momencie do akcji ponownie wkroczył Bóg. Powstrzymał Abrahama mówiąc: „nie podnoś ręki na chłopca […] teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna” (Rdz 22,12). Cała ta historia okazała się testem, próbą wiary dla Abrahama. Czy starzec będzie gotowy oddać Bogu absolutnie wszystko, nawet swojego ukochanego syna? Widać ewidentnie, że Abraham zdał ten egzamin bezbłędnie. Na żadnym etapie tej historii się nie zawahał, nawet przez moment nie kwestionował polecenia, jakie otrzymał.
Ważne jest także i to, co dzieje się dalej. Abraham obejrzał się za siebie i zobaczył baranka zaplątanego w zaroślach. Zwierzę ostatecznie wylądowało na ołtarzu zamiast Izaaka. Ciekawe. Ten baranek nie spadł nagle z nieba, nie teleportował się. On tam musiał być od samego początku. Abraham był tak skoncentrowany na tym, co musi zrobić, że nie dostrzegał świata wokół niego. On widział tylko swojego syna, którego musi oddać Bogu. Nie przeszło mu przez myśl, że może być inne wyjście. Obejrzał się za siebie – przestał patrzeć wyłącznie na siebie i swoje marzenia i zaczął dostrzegać coś więcej.
Jedyny Syn kochającego Ojca
Historia Abrahama i Izaaka oraz ich podróży do kraju Moria to niezwykle symboliczna opowieść. Żydzi wierzą, że owa góra w kraju Moria, na której Abraham zbudował ołtarz, jest tym samym miejscem, w którym wiele wieków później stanęła świątynia w Jerozolimie. W takiej perspektywie cała ta historia nabiera nowego blasku. Poza tym, mamy tutaj ciekawą konstrukcję – ojciec oddaje na ofiarę swojego jedynego, ukochanego syna, który dobrowolnie przyjmuje swój los, bo wie, że takie jest Boże polecenie. Czy nie przypomina nam to choć trochę losu Jezusa? Dla Abrahama wydarzenia te były próbą wiary, ofiara Jezusa jest centralnym punktem naszej wiary. W obu tych opowieściach główną rolę gra posłuszeństwo woli Bożej.
Opowiadanie o ofierze z Izaaka uczy nas dwóch rzeczy. Po pierwsze, Bóg czasem stawia przed nami trudne wyzwania i zdaje się nam wtedy, że nas opuszcza, zostawia, odsuwa się gdzieś na bok czekając, aż się potkniemy. Tak naprawdę jednak cały czas jest przy nas, by wspierać i decydującym momencie interweniować. Druga sprawa to lekcja posłuszeństwa. Abraham mógł kłócić się z Bogiem, pytać o sens i powód takiego rozkazu, a jednak bez słowa bierze się do roboty. Nie dlatego, że jego posłuszeństwo jest ślepe, ale dlatego, że jest pełne zaufania w Bożą mądrość. Skoro Bóg ma taki właśnie plan to znaczy, że jest to plan najlepszy z możliwych, nawet jeśli nie do końca go rozumiemy!
Zobacz także: Przypadek Lota. Kwestia właściwego towarzystwa?