W duchu i mocy proroka Eliasza. Jan Chrzciciel

W duchu i mocy proroka Eliasza.
Jan Chrzciciel

Instagram

Pośród wielu biblijnych proroków Jan Chrzciciel zajmuje niewątpliwie szczególne miejsce. Jest w końcu jedynym prorokiem, który zapowiadał nadejście upragnionego Mesjasza i jednocześnie ujrzał to, co zapowiadał. Choć koniec jego życia niewiele ma wspólnego z sukcesem, to jednak są to tylko pozory. Sam Jezus wypowiadał się o nim z szacunkiem i to nie tylko dlatego, że byli kuzynami.

Co Jan Chrzciciel ma wspólnego z Jezusem?

Czy brudna woda może oczyszczać?

Dlaczego impreza u króla może być niebezpieczna?

Zapraszam do lektury!

Jan Chrzciciel can dance!

Pierwsze informacje dotyczące Jana (jeszcze nie „Chrzciciela”) odnajdujemy na samym początku Ewangelii Łukasza. Jego ojciec, Zachariasz, był kapłanem w świątyni w Jerozolimie. Pierwsze rozdziały wspomnianej księgi opisują niezwykłe wydarzenie, które było jego udziałem. Podczas pracy w przybytku ukazał mu się anioł Gabriel i oznajmił mu, że on i jego żona Elżbieta, pomimo podeszłego wieku, będą mieć syna. Dla Zachariasza jest to coś tak nieprawdopodobnego, że nieopatrznie wyraża wątpliwości. Spotyka go za to kara – na cały okres ciąży Elżbiety mężczyzna traci mowę.

Warto zauważyć niezwykłe podobieństwo tekstów opisujących wydarzenia przed narodzeniem Jana do opisów dotyczących Jezusa. Narodzenie obu tych bohaterów zostaje zapowiedziane przez anioła (Łk 1,13.31). Obaj także zostają poczęci w nietypowy sposób z udziałem boskiej interwencji (Zachariasz i Elżbieta są po prostu starzy, Maryja jest i pozostanie dziewicą). Co więcej, ich rodzice wyrażają swoje uwielbienie Boga w postaci przepięknych, literackich hymnów (Magnificat w Łk 1,46-55 i Benedictus w Łk 1,68-79). To podobieństwo nie jest przypadkowe. Łukasz zdaje się celowo upodabniać ich do siebie, jednak ich pokrewieństwo nie jest jedynym ku temu powodem.

Kuzyni po raz pierwszy spotkają się już niedługo po swoim poczęciu – choć nie jest to do końca „dosłowne” spotkanie. Maryja tuż po zwiastowaniu udała się do Elżbiety, by pomóc jej w codziennych obowiązkach. Słynna scena nawiedzenia opisana w Łk 1,39-45 jest niezwykle ciekawa. Jan dosłownie skacze z radości w brzuchu Elżbiety – polskie tłumaczenie Biblii Tysiąclecia niestety pozbawia tę scenę ekspresji. Grecki czasownik skirtao określa jednoznacznie żywiołowy ruch, skok, również jako skakanie na znak radości. Tak ludzkość cieszy się z nadejścia wyczekiwanego Mesjasza.

Spotkanie nad rzeką

Niewiele wiemy o dzieciństwie Jana. Zapewne po śmierci rodziców, która musiała nastąpić dość szybko, zrezygnował z kariery kapłańskiej i rozpoczął życie pustelnika na Pustyni Judzkiej. Tam dokonało się jego powołanie na proroka, który ma zapowiedzieć nadejście Mesjasza. Anioł Gabriel wspomniał już przy okazji zwiastowania, że Jan w przyszłości „pójdzie przed Nim [Bogiem] w duchu i z mocą Eliasza” (por. Łk 1,17). Wzmianka ta to czytelna aluzja do żywego przekonania panującego wśród Żydów w czasach Jezusa, że nadejście Mesjasza poprzedzi powtórna działalność proroka Eliasza. Zapowiedź jego powrotu zawiera końcowa część Księgi Malachiasza (zob. Ml 3,23-24).

Z czasem Jan skoncentrował swoją prorocką działalność nad rzeką Jordan, gdzie udzielał chrztu. Rytuał ten był jednak bardziej symbolicznym obmyciem, oczyszczeniem z grzechów, niż sakramentem w naszym, chrześcijańskim rozumieniu. Łączył się z publicznym wyznaniem grzechów i wezwaniem do pokuty. Musimy pamiętać, że Jan pozostaje w kręgu kultury i religii żydowskiej, gdzie rytualne kąpiele i obmycia wciąż są ważnym elementem religijności. Wtedy też przylgnął do niego popularny przydomek „Chrzciciel”.

Spotkanie Jezusa z Janem Chrzcicielem nad brzegiem Jordanu z pewnością nie było ich pierwszym kontaktem. Ciężko sobie przecież wyobrazić, by kuzyni przez blisko trzydzieści lat nigdy się nie spotkali. Tym ciekawsze jest więc obserwowanie ich relacji, ponieważ od momentu przyjęcia przez Jezusa chrztu w Jordanie wkroczyła na zupełnie inny, nowy poziom. To już nie byli kuzyni – od teraz to prorok i zapowiadany przez niego Mesjasz.

Jan Chrzciciel w odwrocie

Z biegiem czasu, gdy Jezus zaczął gromadzić swoja własną grupę uczniów, Jan wylądował jakby na bocznym torze. Jego zadanie zostało wypełnione – wskazał Mesjasza wypowiadając znamienne słowa „Oto Baranek Boży” (por. J 1,29n). Niektórzy z uczniów Chrzciciela przyłączyli się do Jezusa (jak na przykład późniejszy Apostoł Andrzej), lecz mimo to wciąż spora grupka pozostała przy nim. Kilkukrotnie w Ewangeliach jest mowa o „uczniach Jana” (np. w Mt 9,14n).

Co ciekawe, przychodzi moment, w którym Jana nachodzą wątpliwości – nie jest pewien, czy Jezus na pewno jest Mesjaszem. Wysyła nawet do Niego swoich uczniów, by zorientowali się w sytuacji. Warto pamiętać, że Żydzi w zdecydowanej większości oczekiwali Mesjasza stricte politycznego, który rozprawi się z rzymskim okupantem i przywróci upragnioną niepodległość. Działalność publiczna Jezusa faktycznie nie przypominała przygotowań do zbrojnego powstania. Rozterki Jana, który w tym momencie przebywa już w więzieniu, są zatem całkowicie uprawnione.

Sam Jezus wypowiada się w tym okresie o Janie i jego działalności. Posłańcom przybyłym od Jana nakazuje uważną obserwację rzeczywistości. Pełno w niej cudownych znaków obecności Boga pośród ludu. Potem wygłasza niezwykłą pochwałę proroka. Stwierdza, że „między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela” (Mt 11,11). Wprost mówi nawet, że to właśnie on jest Eliaszem, który miał przyjść jako bezpośredni poprzednik Mesjasza (zob. Mt 11,14). Pan docenia pracę posłusznego proroka, ot co.

Smutny koniec?

Jan Chrzciciel w miarę rosnącej popularności Jezusa doskonale odczytał, co ma teraz do zrobienia. Jego misja w zasadzie została wypełniona, więc jedyne co mu pozostało, to wycofać się w cień, zniknąć na drugim planie i pozwolić Mesjaszowi działać. Ewangelia Jana wyraża jego postawę w krótkim zdaniu: „potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (por. J 3,30).

Działalność publiczna Jana koncentrowała się na wzywaniu do nawrócenia, a w swoim radykalizmie prorok nie oszczędził nawet możnych ówczesnego świata. Krytyka, jaką zaserwował Herodowi Antypasowi, nie mogła jednak pozostać bez echa. Tetrarcha Galilei wtrącił go do więzienia za krytykowanie jego matrymonialnych posunięć, którym daleko było do zgodności z Boży prawem.

Co ciekawe, Ewangelista Marek zauważa, że Antypas chętnie słuchał nauczania Jana Chrzciciela, choć budziło ono w nim niezrozumiały niepokój (Mk 6,20). Jednak o ile Herod nie był przekonany co do wydania wyroku śmierci, to zdanie jego żony, Herodiady, było zupełnie inne. Zgodnie z przekazem ewangelicznym wykorzystała ona nieopatrzną, publicznie wygłoszoną obietnicę władcy i posługując się swoją córką „załatwiła” dosłownie i w przenośni sprawę Jana Chrzciciela (por. Mk 6,21-29). Prorok zostaje zamordowany.

Człowiek dwóch Testamentów

W podsumowaniu trzeba przyznać, że Jan Chrzciciel to niezwykła postać. Z jednej strony jest klasycznym prorokiem. Postrzegany trochę jak niezbyt szkodliwy dziwak, żyjący na pustyni, dziwnie ubrany i głoszący mniej lub bardziej kontrowersyjne treści. Z drugiej jednak jest bohaterem Nowego Testamentu, należącym do zupełnie innych czasów niż jego zawodowi „koledzy”.

On stoi „okrakiem” na dwóch Testamentach, dwóch Przymierzach – Starym i Nowym. On łączy ze sobą czasy przed i po Jezusie. Potwierdza ciągłość historii zbawienia dowodząc, że Bóg jest wierny swoim obietnicom.

Czego możemy się od niego uczyć? Radykalizmu. Odwagi. Zaufania. Pokory.

Taki był Jan. Jaki jesteś ty?

Ten post ma 2 komentarzy

Dodaj komentarz