Rozpad królestwa. Mój dom murem podzielony

Mój dom murem podzielony.
Rozpad królestwa

Historia Izraela jest niezwykle bogata. Nie brakuje w niej wybitnych postaci, wielkich triumfów i „złotych okresów”. Sporo w niej jest także zdrajców i odstępców, klęsk i tragicznych wydarzeń. Jednym z nich był niewątpliwie rozpad królestwa na dwie części – północne Królestwo Izraela i południowe Królestwo Judzkie.

Czy darcie nowego płaszcza na kawałki może mieć głębszy sens?

Dlaczego silne królestwo Salomona rozpadło się tuż po jego śmierci?

Czy „przykręcanie śruby” jest dobrym pomysłem?

Zapraszam do lektury!

 

Rozpad nie wziął się znikąd

Salomon jest jednym z najpotężniejszych – jeśli nie najpotężniejszym – królem starożytnego Izraela. Biblia niezwykle podkreśla jego nieprzeciętną mądrość wyrażającą się w roztropnych wyrokach sądowych i wypowiadanych przez niego przysłowiach. W sferze materialnej również był wyjątkowy – bogactwo Salomona stało się wręcz przysłowiowe. O mitycznych „kopalniach króla Salomona” słyszała pewnie większość z nas i to nie tylko zapalonych kinomanów (w 1985 r. powstał film o takim tytule).

Król Salomon jednak nie był idealny. Bogactwo i sława nieco go rozzuchwaliły. Pierwsza Księga Królewska wspomina o siedmiuset (!) żonach królewskich, które „uwiodły jego serce” (por. 1 Krl 11,3). Chociaż jest to ewidentne wyolbrzymienie, to pokazuje jednak pewną tendencję i kierunek, w którym zmierzał król. Wśród partnerek króla nie brakowało poganek – a one szybko zwróciły uwagę Salomona ku pogańskim kultom. Władca zaczął czcić i stawiać posągi obcych bogów – Asztarte i Milkoma. Okazane w ten sposób nieposłuszeństwo domagało się Bożej interwencji – i oczywiście kary.

Tak też się w końcu stało – Bóg dwukrotnie ukazał się Salomonowi, ale on wciąż miał Pana Boga „gdzieś”. Wreszcie Bóg postawił sprawę twardo: „wobec tego, że tak postąpiłeś […] wyrwę ci królestwo i dam twemu słudze” (1 Krl 11,11). Jedynie zasługi poprzedniego króla – Dawida, sprawiły, że Bóg odwlókł w czasie realizację kary do panowania następców Salomona.

 

Płaszcz-nówka, a już podarty…

Na scenę wydarzeń wkracza nowy bohater – Jeroboam. Pochodzi on z pokolenia Efraima i był nadzorcą robotników pracujących przy uszkodzonych murach Jerozolimy. Pewnego razu spotkał on na drodze do Jerozolimy proroka Achiasza z Szilo. Autor Księgi Królewskiej zaznaczył wyraźnie, że Boży posłaniec miał na sobie nowy płaszcz (por. 1 Krl 11,29). Prorok na widok Jeroboama zdjął z siebie nowiutkie odzienie i rozszarpał go na dwanaście części! Niezły pokaz szacunku do rzeczy materialnych…

Achiasz nie zrobił tego jednak bez powodu. Tak to już bywało z prorokami – czasem robili rzeczy dziwne, niekiedy nawet absurdalne i głupie, ale zawsze kryła się za tym jakaś głębsza myśl i przesłanie. Nie inaczej jest w tym wypadku. Prorok odliczył starannie dziesięć części podartego płaszcza i wręczył je Jeroboamowi mówiąc: „weź sobie dziesięć części, bo tak rzekł Pan, Bóg Izraela: Oto wyrwę królestwo z ręki Salomona, a tobie dam dziesięć pokoleń.  Jedno tylko pokolenie będzie miał ze względu na Dawida, mego sługę, i ze względu na miasto Jeruzalem, które wybrałem ze wszystkich pokoleń Izraela” (1 Krl 11,31-32). Powód jest wyrażony wprost – Salomon porzucił monoteizm na rzecz kultów pogańskich.

Achiasz i Jeroboam spotkali się w cztery oczy, a jednak w jakiś tajemniczy sposób informacja o proroctwie wypłynęła na światło dzienne. Salomon nakazał odnaleźć nadzorcę, schwytać i zabić. Jako władca nie mógł sobie pozwolić na istnienie najmniejszego nawet buntownika. Przezorny Jeroboam zdążył na szczęście (przynajmniej dla niego samego) uciec do Egiptu.

 

Rozpad, czyli dziel i rządź. I radź sobie sam.

Rządy Salomona dobiegają końca. Król przenosi się na tamten świat, a władzę po nim przejmuje jego syn – Roboam. Wyrusza do Sychem, gdzie zgromadził się lud Izraela, by ustanowić go oficjalnie królem. Do kraju wraca Jeroboam – w końcu proroctwo Achiasza może się wreszcie spełnić. Poddani mają do nowego króla prośbę – za czasów panowania jego ojca doskwierała im ogromna ilość prac budowlanych i wiążących się z nimi obciążeń podatkowych. Teraz przyszli więc poprosić o obniżenie podatków obiecując w zamian swoją wierność i służbę. Roboam nie daje odpowiedzi od razu. Nakazuje pytającym powrócić za trzy dni (1 Krl 12,5).

Każdy czytelnik wyczuje powagę sytuacji. W końcu pierwsza decyzja króla może już teraz „ustawić” całe jego panowanie. Roboam zasięga najpierw rady starszych Izraela. Ci, kierując się doświadczeniem i mądrością właściwą ludziom w podeszłym wieku, doradzają królowi, by przystał na prośbę ludu i obniżył zobowiązania finansowe. Król zasięgnął jednak także rady swoich przyjaciół, z którymi się wychowywał i dorastał. Ich odpowiedź jest przeciwna – radzą nie tylko nie zgodzić się na żądania poddanych, ale nawet jeszcze bardziej „przykręcić śrubę” (por. 1 Krl 12,10-11).

Król Roboam – niestety – posłuchał rady swoich koleżków. Jego odpowiedź jest surowa i pełna buty. Autor Księgi Królewskiej wskazuje, że stało się tak z woli Bożej, aby wypełniło się proroctwo Achiasza z Szilo (por. 1 Krl 12,15). Lud podnosi bunt. Izraelici stwierdzili, że nie zamierzają słuchać tak okrutnego władcy i wracają na ziemie swoich plemion. W ten sposób Roboam traci większość terytorium i ludności państwa. Zgodnie z przepowiednią Achiasza od królestwa odłącza się dziesięć pokoleń. Roboam zatrzymuje przy sobie jedynie pokolenie Judy i Beniamina mieszkające w południowej części Palestyny. Północne pokolenia ogłosiły swoim królem Jeroboama – i tak wypełniło się proroctwo Achiasza.

 

A mury rosły…

W kolejnych latach rozłam tylko się pogłębił. Roboam próbował wysyłać posłańców na północ, by skłonić oderwane plemiona do posłuszeństwa, ale wszystkie te próby kończyły się totalnym fiaskiem. Doszło nawet do tego, że od wywołania wojny bratobójczej powstrzymała Roboama dopiero interwencja samego Boga. Podział nie wyszedł nikomu na dobre. Jeroboam szybko wprowadził pogański kult i ufundował złote cielce w sanktuariach w Betel i Dan.

Jak widać po tej historii, podziały i rozłamy nie są niczym nowym. Nasze współczesne społeczeństwo w gruncie rzeczy nie różni się specjalnie od narodów starożytnych. Owszem, mamy inną kulturę, zwyczaje, dostęp do technologii i inne rodzaje komunikacji, ale ostatecznie okazuje się, że trawią nas te same problemy, pragnienia i grzechy.

Warto zatem wyciągnąć lekcję z historii biblijnej – rozłam nie prowadzi do niczego dobrego. Po co budować między sobą mury, jeśli sami dla siebie jesteśmy czasem największym zagrożeniem?

 

Zobacz także: Facet od zadań specjalnych. Prorok Elizeusz.

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz