W drodze do wsi zwanej Emaus

W drodze do wsi zwanej Emaus

Zmartwychwstanie Jezusa jest największym cudem i najważniejszym wydarzeniem historii zbawienia. Jak pisał święty Paweł, bez zmartwychwstania „daremna byłaby nasza wiara” (por. 1 Kor 15,13-14). Męka i śmierć Jezusa były tylko etapem, przystankiem, choć brutalnym i niezwykle bolesnym. Jak po nocy przychodzi dzień, tak po krzyżu przyszedł pusty grób. Dzisiaj spojrzymy na jedno z wydarzeń opisanych w Ewangelii świętego Łukasza – spotkanie z Jezusem na drodze do Emaus (Łk 24,13-35). Historia ta jest dość znana, postaram się jednak wskazać kilka ciekawych elementów, które się na nią składają.

Dlaczego uczniowie opuszczali Jerozolimę? Kto jako jedyny znał prawdę o wydarzeniach Wielkiego Tygodnia? Co stało się z Jezusem podczas kolacji w Emaus?

Zapraszam do lektury!

Emaus – gdzie pieprz rośnie?

Opowiadanie o uczniach podróżujących do Emaus rozpoczyna się od podania czasu akcji – „tego samego dnia”. Chodzi oczywiście o Niedzielę Wielkanocną, bo poprzednim opisanym przez Łukasza wydarzeniem jest wizyta kobiet przy pustym grobie. Ewangelista jednak nazywa ich wyprawę „drogą”. Ciekawe sformułowanie jak na dwóch uczniów Jezusa, którzy dosłownie uciekają z Jerozolimy w obawie przed aresztowaniem, co?

Taki był cel ich wędrówki – okrutna śmierć Jezusa z pewnością nieźle nastraszyła liczne grono Jego uczniów. Bohaterowie szukają więc ciszy i spokoju na prowincji, oddalają się od gwarnej stolicy, Świętego Miasta, pełnego jeszcze pielgrzymów przybyłych na święto Paschy i ruszają w kierunku prowincji, małej wioski Emaus znajdującej się około 11 kilometrów od metropolii. Niezbyt daleko, by stracić kontakt z rodziną i przyjaciółmi, ale jednocześnie nieco na uboczu, z dala od czujnych oczu arcykapłanów i rzymskiego okupanta.

Gadaj zdrów!

Droga nie jest zbyt daleka, nawet idąc pieszo. Uczniowie jednak żywo ze sobą dyskutują, było zresztą o czym. Wielki Tydzień obfitował w ważne wydarzenia. Ciekawie przedstawia to Ewangelista – używa greckiego słowa homileo, które słusznie może kojarzyć się nam ze słowem homilia. Wędrowcy prawią sobie kazania, nie rozmawiają ze sobą, lecz tylko wymieniają się monologami. Niby rozmawiają, a jednak nie ma komunikacji. Każdy z nich próbuje narzucić drugiemu swoje tezy, swoją interpretację wydarzeń, swoje pomysły na to, co stało się z Jezusem i dlaczego sprawy tak się potoczyły.

Skupieni na sobie nie zauważają, że dołączył do nich tajemniczy wędrowiec. My wiemy, że to Jezus – i to Jezus Zmartwychwstały, przemieniony. Tym bardziej może nas więc dziwić, że uczniowie nie od razu się zorientowali, a nawet później, nie poznali kim jest ich nowy towarzysz. Ich oczy są „jakby przesłonięte”. Tak bardzo są skupieni na sobie i swoich bolączkach, że zamykają się całkiem na Boga, który przychodzi do nich tak zwyczajnie i normalnie, w drodze do Emaus.

Pozwolić Bogu dojść do głosu…

Jezus – jak dyplomowany psychoterapeuta – pozwala uczniom się „wygadać” i ciągnie ich nieco za język. Wędrowcy są wręcz w szoku, że Jezus nie ma pojęcia o wydarzeniach minionych dni. Kleofas – poznajemy wreszcie imię jednego z uczniów – z nie dającym się ukryć wyrzutem stwierdza, że Jezus to chyba jedyny człowiek, który nie wie, o czym mowa. Zabawne – Jezus to jedyny człowiek, który naprawdę wie co się wydarzyło…

Dla uczniów Jezus z Nazaretu był potężnym prorokiem – sami to przyznają. Podobnie jak inni ludzie, którzy na kartach Ewangelii nazywali Jezusa nauczycielem czy królem, mijają się nieco z prawdą. Cały czas bazują na swoich wyobrażeniach, swoich marzeniach dotyczących Mesjasza i stąd ich rozczarowanie: „myśmy się spodziewali…”. Bóg to nie złota rybka, po której można się spodziewać trzech życzeń. Dopiero teraz uczniowie pozwalają dojść do głosu Jezusowi…

…i zacząć słuchać!

A Jezus nie zamierza pozostawić wędrowców bez odpowiedzi. Serca uczniów nazywa „nieskorymi do wierzenia”, a ich samych „nierozumnymi”. Kim jest człowiek nierozumny? To ten, którego serce jest zamknięte, niechętne Bogu, odrzucające Boga. Jezus zatem wyjaśnia im wszystko, krok po kroku, całą historię zbawienia począwszy od Mojżesza. Tłumaczy proroctwa, które przepowiadały cierpienie i śmierć Mesjasza. Próbuje także wykazać, że to właśnie Jezus był owym Mesjaszem. A uczniowie dalej nic nie rozumieją…

Kolacyjka w miłym gronie

Jak już wspomnieliśmy droga do Emaus nie była specjalnie daleka, a więc szybko nadchodzi jej koniec. Dzień się kończy, zapada zmierzch. Uczniowie zapraszają Jezusa na kolację, mimo że On zdaje się podążać dalej. Wędrowanie nocą nie było zbyt bezpieczne, troska ta jest zatem w pełni uzasadniona. Jezus ostatecznie się zgadza i zasiada z nimi do stołu.

Od tej pory wszystko się zmienia. Jezus bierze chleb, odmawia modlitwę, łamie go i daje towarzyszom. Coś Wam to przypomina? Tak! Dokładnie to samo Jezus zrobił kilka dni wcześniej w Wieczerniku! Tak samo jak wtedy jest wieczór, tak samo jak wtedy Jezus łamie chleb. I kiedy uczniowie zaczynają „łączyć kropki”…Jezus znika. Znika, bo pojawia się w chlebie eucharystycznym – piękny znak, nieprawdaż? Wreszcie otwierają się oczy uczniów, wreszcie zrozumieli z kim mieli do czynienia. Ich serca płonęły z miłości, gdy Jezus był blisko nich. Spotkali Boga i wreszcie to dostrzegli.

Wracamy z Emaus

Spotkanie ze Zmartwychwstałym Jezusem dokonuje cudu. Kleofas wraz ze swoim towarzyszem natychmiast wyruszają w drogę powrotną do Jerozolimy. Już się nie boją – ani arcykapłanów, ani Rzymian, ani rozbójników na drodze, ani ciemności, niczego. Spotkanie z Jezusem zabiera im cały lęk, jaki nosili w sobie. Teraz nie ma dla nich nic ważniejszego jak tylko podzielić się radością ze spotkania z innymi uczniami.

Dzielmy się radością zmartwychwstania z każdym, kogo spotkamy.

Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał!